czwartek, grudnia 6

Bez słów

Boże, co ja bym zrobiła, gdyby nie istniała mimika. Ta takie niesamowite - porozumiewanie się bez słów. Zdałam sobie z tego sprawę dziś rano. Jechałam zatłoczoną (jak zawsze) komunikacją miejską na uczelnię. Dziwnym trafem, zawsze gdy wsiadam do autobusu, znajduje się tam również pewien Ktoś. Jednym okiem udało mi się go dostrzec na drugim końcu niskopodłogowego, dłuuugiego autobusu. I on mnie zobaczył. Japa już ucieszona, ale każde z nas jest zbyt uparte, aby zdobyć się na to poświecenie i podejść do drugiego. Porozumiewawczo spojrzeliśmy na siebie. Oboje mieliśmy słuchawki na uszach. Nie mam zielonego pojęcia czego Ktoś słuchał, u mnie rozbrzmiewało ciche:

"Tu m’as dis que j’étais faite pour une drôle de vie
J’ai des idées dans la tête et je fais ce que j’ai envie
Je t’emmène faire le tour de ma drôle de vie
Je te verrais tous les jours…"


Widziałam tylko jego śmieszne oczy. Na następnym przystanku wysiadło pare osób. Teraz cała jego twarz pokazywała grymas niezadowolenia i groźnie "przyjdź tu". Okazując dezaprobatę naraziłam się na wyraz gniewu. Nie ugięłam się. Tym razem ładne "proszę", które mimo wszystko na mnie nie podziałało. Wokół mnie było mnóstwo ludzi, ktoś coś komuś opowiadał, ktoś coś mówił do telefonu, dziewczyna czytała książkę. A my, pośród tego tłumu, rozmawialiśmy bez słów, tylko myślami. Gdyby ktoś nas obserwował, wbiegając w naszą dziwną relację, mógłby "podsłuchiwać, ale  i tak, do końca nie zrozumiałby. Po przejechaniu 3 przystanków, Ktoś uległ i przyszedł. Mimo obecności na wyciągnięcie ręki - pierwsze sekundy nadal rządziły się rozmową poprzez mimikę. Dopiero po chwili użyliśmy mowy. Gdy autobus zatrzymał się na odpowiednim przystanku, wysiedliśmy i podążyliśmy na uczelnię z rozmową na ustach. I na twarzy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz