Przez ostatnie dwa lata prawie całą moją miłość przelewałam na drzewko. Moje najukochańsze drzewko mandarynkowe, z którego cieszyłam się jak małe dziecko z zabawki. Często do niego mówiłam, nawet bardzo. Często widziało moje łzy, często moje durne wygłupy. Na blogu cieszyłam się ze zbiorów. Wszystko wyglądało naprawdę dobrze.
Pół roku temu zostawiłam mandarynkę na 10 dni pod opieką sąsiadki. Drzewko umarło. Opiekunka drzewka mocno przesadziła z odżywką. Drzewko umarło. Moja ukochana mandarynka umarła.
Początkowo zaczęło zrzucać liście, próbowałam je ratować wszelkimi internetowymi sposobami. Zaczęło robić się poważnie, gdy zostało mu 5 liści. Z łzami w oczach patrzyłam jak gubi każdy z nich.
Od ponad miesiąca stoi na parapecie suchy badyl wbity w doniczkę. Patrzy ostatkiem sił na wiosenne promienie słoneczne i płacze. Płacze, a ja razem z nim.
Straciłam przyjaciela i jest mi BARDZO, bardzo przykro. Moja mandarynka, moje drzewko...
Jak ja mam Cię porzucić?
Pół roku temu zostawiłam mandarynkę na 10 dni pod opieką sąsiadki. Drzewko umarło. Opiekunka drzewka mocno przesadziła z odżywką. Drzewko umarło. Moja ukochana mandarynka umarła.
Początkowo zaczęło zrzucać liście, próbowałam je ratować wszelkimi internetowymi sposobami. Zaczęło robić się poważnie, gdy zostało mu 5 liści. Z łzami w oczach patrzyłam jak gubi każdy z nich.
Od ponad miesiąca stoi na parapecie suchy badyl wbity w doniczkę. Patrzy ostatkiem sił na wiosenne promienie słoneczne i płacze. Płacze, a ja razem z nim.
Straciłam przyjaciela i jest mi BARDZO, bardzo przykro. Moja mandarynka, moje drzewko...
Jak ja mam Cię porzucić?