niedziela, sierpnia 26

Idziesz...

Idziesz środkiem głównej ulicy miasta. Jest godzina 16:07 - właśnie strudzonu tłum "wylewa się" z zakładów pracy. Otaczają Cię, na przemian, wysokie, oszklone budynki i stare kamienice. Czujesz pod stopami brukowaną uliczkę. Pojedyńcza kostka ma 2, może 2,5 cm2. Pomiędzy nimi utkwił kurz, który zalega tam długi okres suszy. Patrząc na ten cały syf ogarnia Cię paraliżujący strach przed komunikatami o zagrożeniu pożarowym w lasach. Ogień to najgorszy z żywiołów, to go najbardziej się boisz. Z myśli wyciąga Cię drażniący zapach. Zapach gorąca ludzkich ciał. Towarzyszył Ci on od dłuższego czasu, lecz teraz gwałtownie się wzmożył.Podnosisz wzrok i już wszystko jasne- grupa ciekawskich turystów kieruje się wprost na Ciebie. Próbujesz uciec im, unik w prawo, nie, w lewo, już opierasz się o ceglaną ścianę budynku , starasz się by nie dotknąć przyjezdnych. Przebiegasz sprytnie niczym pantera przez stado i powracasz do stałego tempa chodu. Korzystasz z chwilii kiedy to jeszcze patrzysz przed siebie : twarze ludzi z tyloma emocjami, grymasami, trudem niesionym przez jednostkę... Zbyt wiele, uciekasz wzrokiem w dół. Docierasz do miejsca gdzie więcej jest samochodów niż ludzi. Wchodzisz na jezdnię niezauważając nadjężdżającej maszyny. Pisk opon, głośny klakson, przekleństwa zza szyby. Ruszające się usta rodzą pretensje dotyczące Twoich słuchawek na uszach. Idziesz dalej niewzruszona, a w słuchawkach narasta cisza. Twoja cisza, której nikt inny nie zrozumie.

sobota, sierpnia 11

Zielony Śląsk

22-26.08.2012
Nie wierzyłam, gdy mówiono mi, że Katowice, że Śląsk jest zielony. A jednak ! ! ! Wjeżdżając do Katowic jedzie się przez las, na którym osiedlu nie byłam - park, drzewa, trawnik, Ruda Śląska - ogródki. Incredible! Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona i cieszy mnie to. Swój wyjazd rozpoczęłam jednak zupełnie gdzieś indziej :) Dziadek oprowadził mnie po miejscu, gdzie spędził 1/3 życia.



Mój przewodnik i ja.


Dopiero późnym wieczorem wyjechalliśmy ze świętokrzyskiego. Katowice rozpoczęłam nocnymi pogaduszkami o życiu.
Następnego dnia poczułam spragnienie nowych miejsc. Rozpoczęłam przeszukiwanie sieci (tak to jest jak się człowiek decyduje w 2 dni na wyjazd, zgłaszam kompletne nieprzygotowanie:) ). Ponieważ był to poniedziałek, a zazwyczaj w ten dzień obiekty turystyczne są zamknięte, nie mieliśmy wyboru. Zapakowaliśmy się z mamą i goszczącymi nas ciocią i wujkiem w samochód i pojechaliśmy do Tych. Ku mojej uciesze browar tyski był czynny :) Powiem Wam, że tyleeee o piwie to ja jeszcze nigdy nie słyszałam :) 
Od początku : z czego robimu piwo? : 
 Bliżej:
chmiel
jęczmień

Podstawki pod kufel. któż tego nie zbieral?! :)

Pani przewodnik z przejęciem mówiła o produkcji "płynnego chleba" i jego wielu zaletach, a w tym czasie moja rodzinka odnalazła taki oto dopływ. Jakoś nie umiem sobie tego wizualnie wyobrazić :D

Teraz już wiem, że z Tych nie wywodzi się jedynie Tyskie, ale również Lech, Żubr, Dębowe Mocne, Wojak...



Na terenie browaru oczywiście odnalazłam i ładne okno! No nie byłabym sobą gdybym go zignorowała, nie odłączyła się od grupy zwiedzających i nie pobiegła cyknąć fotkę :P

Na koniec oczywiście DEGUSTACJA :)


Mimo iż było już późno zboczyliśmy z trasy (dokładniej mówiąc- pojechaliśmy w drugą stronę) i uraczyliśmy Pszczynę naszą obecnością. Było spontanicznie i wesoło :)
Ostatnie chwile przed zachodem słońca, zamek pszczyński...
 ...i staw w parku między zamkiem i zagrodą żubrów.


Do mieszkania wróciliśmy w nocy, jeszcze kawa, herbata, prysznic i jakoś tak już był środek nocy. Po ciemku straszyły mnie jakieś oczy, brrrr.... Rano okazało się, że były to oczy tygrysa. Serio. 
Oczywiście był to plakatz animal planet zawieszony w sypialni obok łóżka, o którym to kompletnie zapomniałam :) Tak to jest jak się jest strachliwą :P

Nie mogłyśmy z mamą zapomnieć o tym, że na Śląsku mamy mnóstwo rodziny, więc trochę czasu zajęły nam odwiedziny, spotkania itp. Pominę tę recenzje. (zdradze Wam sekret - w Gdańsku też odwiedziłam rodzinę i się nie pochwaliłam :P) 


Do polecenia zostoło mi jeszcze coś bardzo ważnego. Kopalnia Guido. Bardzo cenny skarb Śląska. Zjeżdżasz 320 metrów w dół, masz udogodnienia typu światło, prąd, betonowe chodniki i (prawie cały czas) idziesz wyprostowana/y, a i tak współczujesz górnikom. Oprowadza emerytowany górnik, wprowadza w tajniki pracy, zna odpowiedź na każde pytanie a ciekawostkami rzuca jak z rękawa. Super sprawa!



 Nie trzeba wiele tłumaczyć. Wszystkim wysłałam pocztówki, wszystkim! I jeszcze pare listów miłosnych... Oczekujcie.

I zakończę oknem. Dachowym. I like it.

I na tym mój dłuuuuuugi wpis dobiegnie do końca. Wyjazd był baaaardzo udany (zresztą jaki wyjazd dla mnie nie jest udany?), chętnie powrócę do Katowic i okolic. I coraz bardziej przekonuję się o tym, że naprawde w Polsce można znaleźć sporo fajnych miejsc.

:)